Wielki Czwartek

Św. Zygmunt był niezwykłym czcicielem Najświętszego Sakramentu. To Eucharystia była dla niego pokrzepieniem w najtrudniejszych momentach jego kapłańskiej drogi. Po swoim przybyciu do Warszawy rekoncyliował sprofanowane Kościoły i zachęcał wiernych do udziału w czterdziestogodzinnym nabożeństwie, aby wynagrodzić Bogu wszelkie zniewagi. Nawoływał kapłanów, aby zwracali się o pozwolenie na przeprowadzanie nabożeństw, podczas których będzie wystawiony Najświętszy Sakrament i zapewniał, że każdy kto zwóci się z taką prośbą z łatwością otrzyma konieczne pozwolenie.

Sam natomiast, w książce „Wiara i Niewiara w stosunku do szczęścia osobistego” pisze:

W życiu Chrystusa Pana, od czasu przynajmniej kiedy Ewangelia ślad w ślad postępować nam za nim pozwala, na każdym niemal kroku spotykamy bądź przykład, bądź naukę, bądź zachętę do modlitwy, której nie tylko zasługę, skuteczność i potrzebę nam wyłożył, lecz i najdoskonalszy też wzór pozostawić raczył. Jakoż czytamy, że zabierając się do spełnienia wzniosłego posłannictwa swego na ziemi, przepędza On najprzód czterdzieści dni na puszczy, gdzie zapomniawszy o pokarmie dla ciała, ducha natomiast ustawiczną rozmową z Ojcem zasila; następnie zaś, przez cały przeciąg publicznego zawodu swego, nie tylko w skrytości serca ciągle się modli, lecz nieraz noce całe na gorącej modlitwie trawi, i przed każdą ważniejszą sprawą głośno Niebieskiego Ojca wzywa i o pomoc prosi; nie przeto by o skuteczności Boskiej woli swojej wątpił, lecz by nauczył nas własnym przykładem, że bez modlitwy żadnej sprawy rozpoczynać nie powinniśmy. Im bliżej dzieło odkupienia ku końcowi się zbliżało, tym częstsze, tym rzewniejsze były owe rozmowy z Ojcem, których chciał mieć Apostołów świadkami; w ostatniej zaś życia swego dobie, począwszy od Wieczerzy Pańskiej, aż do spełnienia Krzyżowej Ofiary, miłość poświęcającego się za grzechy nasze Baranka tak gorącym w modlitwach Jego pała ogniem, tak szczytnym ku Niebu wznosi się polotem i tak kornie ściele się w prochu na ziemi, że każdy w kim dusza na niebieskie rzeczy nie zamarła i czyje serce do świętych uczuć jest zdolne, nie może nadziemskim nie zapłonąć ogniem, ilekroć okiem wiary na Jezusa modlącego się w wieczerniku, w ogrojcu lub na krzyżu spojrzy. To też przykład Zbawcy i nauki Jego o konieczności modlitwy, podniecały wiernych we wszystkich wiekach do wielbienia Boga i składania Mu czci należnej, tak w prywatnych jak i w publicznych modłach. Świątynie też do chwały Bożej wyłącznie przeznaczone coraz to gęstszą siecią pokrywały ziemię, a natchnione przez Ducha Świętego coraz to nowe formy nabożeństwa, rozmaitością i wdziękiem swoim nigdy niewiędnący duchowny wieniec Oblubienicy Pańskiej splatały, głosząc z pokolenia w pokolenie, że jako oddech świadczy o przyrodzonym życiu człowieka, tak modlitwa świadczy o nadprzyrodzonym jego życiu, które głównie na miłości Boga zależy.

Jeżeli, śledząc dalej za objawami tej miłości, zechcemy przejść od wzniecających ją pobudek do celu jaki sobie w dalszym rozwoju zakreśla, to obaczymy, że chęć zjednoczenia się z umiłowanym przedmiotem, którąśmy w ziemskich uczuciach dostrzegli, i w Bożej też miłości się znajduje. Czy to bowiem spojrzymy na przykłady i nauki Zbawiciela, czy zwrócimy oczy na Pańskich Wybranych, w których miłość Boża najczystszym gorzała płomieniem, to jak tu tak i tam niewątpliwe znajdziemy tego dowody, że każda dusza miłująca Pana, do jak najściślejszego zjednoczenia z Nim dąży. Zbytecznym byłoby rozszerzać się nad dowodami doskonałego i wciąż trwającego połączenia z Bogiem Ojcem Chrystusa; dość przytoczyć spomiędzy mnóstwa świadectw te słowa samego Zbawiciela do Filipa i innych Uczniów Jego wyrzeczone: „Kto mię widzi, widzi i Ojca… Nie wierzycie iżem ja w Ojcu a Ojciec we mnie jest? Wżdy dla samych uczynków wierzcie”. (Jan XIV., 9, 11). Że zaś i każdy Chrześcijanin może i powinien przez wiarę, nadzieję i miłość do zjednoczenia z Bogiem dążyć, wykazuje się zwłaszcza z modlitwy Zbawiciela w wieczerniku, gdzie po kilkakroć prosi o to Ojca, by ci wszyscy, którzy weń uwierzą, tak się doskonale z Nimi zjednoczyli, jako On sam z Ojcem był zjednoczony. „Za nie ja poświęcam samego siebie, woła w przeddzień swej męki Odkupiciel, aby wszyscy byli jedno, jako Ty Ojcze we mnie a ja w Tobie, aby i oni w nas jedno byli”. (Jan XVII., 19, 21). Że zaś przez miłość tylko do takiego zjednoczenia dojść można, okazuje się znowu z owych słów umiłowanego Ucznia Jezusowego: „Kto mieszka w miłości, w Bogu mieszka a Bóg w nim”. (I. Jan IV., 16). Niemniej też oczywisty dowód tego, że Pan pragnie byśmy się z Nim nie tylko w przyszłym, lecz w obecnym jeszcze życiu jak najściślej przez miłość jednoczyli, i że On sam także zjednoczenia z nami ze swej strony pragnie, zawiera się w ustanowieniu Przenajświętszego Sakramentu , owego najdziwniejszego miłości Pańskiej cudu, gdzie Syn Boży dotykalnie, że tak rzekę, z umiłowaną i miłującą Go duszą kojarzyć się raczy, wszystkie owoce męki swojej w upominku jej przynosząc. To też Święci Pańscy, przy całej rozmaitości dróg, jakimi do Królestwa Niebieskiego zmierzali, w tym jednak wszyscy są zgodni, iż każdy z nich tak żywym pragnieniem zjednoczenia się z Chrystusem pałał, że we wszystkich myślach, słowach i uczynkach swoich do tego jedynie nad wszystko pożądanego dlań celu zmierzał, przystąpienie zaś do Pańskiego Stołu za najcenniejszą w tym życiu nagrodę poczytywał.

Możesz również polubić…